Słoneczko przygrzewało jak zwykle, leżałem jak długi wśród kwiatów bestroskiej polany i wsłuchiwałem się w kłutnie ptaków i cykanie koników polnych. Letni wietrzyk targał moje futro a pszczółki zapylały kwiaty wokół mnie.
- Niech ten dzień nigdy nie mija- powiedziałem głośno sam do siebie
Pokusa była zbyt wielka i usnąłem, otulony ciepłymi promieniami słońca.
Sen mój nie trwał zbyt długo obudziły mnie dźwięki. Coś dużego szło przez kwiaty. W pierwszej kolejności pomyślałem, że to nedźwiedź lecz one tu nie przychodzą. Wstałem od razu na cztery łapy i przyjąłem pozycję bojową, rozłożyłęm szeroko skrzydła aby nastraszyć napastnika, oraz napuszyłem się co dawało złudzenie groźnego basiora. nastała chwila niezręcznej ciszy, głos ustał a ja nie supściłem gardy ani na sekunde. Nagle usłyszałem cichy szelest, nie zdązyłem się odwrócić a napastnik wskoczył na mnie. Szarpałem się i wierzgałem, próbując go zrzucić z siebie niestety był zbyt silny. Udało mu uderzyć mnie w tył karku przez co straciłem przytomność. Tuż przed stratą przytomności, udało mi się usłyszeć waderzy lecz donośny i szorstki głos:
- Kekkyoku watashi wa anata ga iru
Gdy się ocknąłem leżałem na czymś sstasznie nie wygodnym, moje łapy jak i skrzydła były śilnie czymś związane po ciemku nie byłem w stanie tego rozpoznać, nie mogłem się wyrwać, na pysku to samo. Wokół mnie było ciemno, chyba nigdy w życiu tak się nie bałem. Z miejsc gdzie są więcy, czyłem jak cieknie krew. Wiedziałem, że nie ma co się szarpać bo tylko pogorszę swoją sytuacje. Po chwili, która ciągnęła się w nieskończoność, usłyszałem trzask ognia roznoszący się po pomieszczeniu i towarzyszące mu odgłosy kroków. Byłem pewien, że za chwilę zobaczę swego oprawce i porywacza. Zobaczyłem światło, na jego tle wyłoniła się sylwetka ogromnego wilka z długim lecz nie porośniętym futrem ogonem.. W świetle pochodni odbijały się jego złote oczy.
-Purinsesu warto dono yō ni nemutte ita nodesu ka? -głos poważny z nutą pogardy
Już wtedy wiedzałem, że to wadera, wadera jakich rozmiarów jeszcze nigdy nie widziałem. Posługiwała się dziwnym językiem dotąd mi nie znanym co jeszcze bardziej mnie niepokoiło a zimne dreszcze przebiegły mi po grzbiecie.
- Spokojnie kochanieńki mam cię dostarczyć żywego. - odezwała się wadera w języku wilków
Wtedy do mnie dotarło, że musi ona być łowcą głów i nieważne ca zrobię nawet gdybym uciekł ona znów mnie dorwie. Chwyciła mnie za kark i wyniosła z jaskini, oczywiście zero delikatności i czułem jak z nowego miejsca sączy się krew. Kiedy zobaczyłem światło dzienne i odetchnąłem delikatnie bo węzy uniemożliwiały wzięcia głębokiego wdechu, ale chociaż to postawiło mnie lekko psychicznie na nogi. Odstawiła mnie ona na ziemi i zdjęła mi z pyska więzy. Wtedy stanęła przedemną, wypełnił mnie strach jak i zdziwienie, nie mogłem uwierzyć, że takie COŚ jest w stanie istnieć na tak pięknej planecie. Jej skrzydła są prawie dwa razy większe od niej samej i odziwo nie są pokryte piórami a między nimi jest błona, niczym u smoka. Długi bez futra ogon wił się na wszystkie strony. Szpony u łap bez problemu mogły by przeciąć skóre niedźwiedzia. Wzdłuż kręgosłupa wyrastają równo rozłożone kolce. A na dodatek za uszami rosną rogi podobny ale mniejszy kolec rośnie na spodniej stronie żuchwy. Oczy z szczerozłote z pionową wąską źrenicą. Nie jest to wilk tego jestem pewien Gdy byłem w stanie wydać z siebie głos spytałem ją:
- Kim a może bardziej CZYM ty jesteś?? - zapytałem z drżącym głosem
- Semathenesis to wystarczy musimy ruszać - Powiedziała krótko zwięźle i wyraźnie widać nie należy do rozrywkowych i rozmownych wilków.
- Jaki gatunek?? - drążyłem temat
- Co wilka nie poznajesz chyba za mocno oberwałeś - szorsko rzekła
Widać nie mam co dalej ciągnąć dialogu. Poczułem jak coś mnie oplatuje, spojrzałem na grzbiet okazało się , że to był jej ogon, położyła mnie na swoim grzbiecie i bez żadnego problemu wzbiła się w powietrze jej siła jest niesamowita i ta prędkość znów mnie zatkało. Mam w głowie tyle pytań zero odpowiedzi nie zostało mi nic tylko czekać na rozwój wydarzeń, może czekać na śmierć?
C.D.N