· 

Wilk z krwi i łez| Część #1 |

Amiss zna tylko parę szczegółów ze swoich narodzin. Wie, że urodził się wczesną zimą, w samo południe, gdy wilki zazwyczaj chodziły na polowanie, szukały pożywienia do wyżywienia całej watahy. Było jej coraz mniej, dlatego każda zwierzyna była cenna i żadnej nie wolno było marnować. Wiał ogromny i silny wiatr, który łamał gałęzie i tańczył wśród igieł drzew iglastych. Było tak zimno, że połowa watahy była rozchorowana i było coraz więcej ofiar wśród tych słabszych – jak szczenięta czy starsze wilki. I właśnie w ten dzień Anname, matka basiora, dostała skurczy, które od razu zgięły ją w pół, powodując, że wyrzuciła z pyska królika, którego miała zamiar przenieść w przygotowane na pożywienie miejsce. Zaczęła płakać, a jej łzy topiły śnieg, bicie jej serca przypominało bieg tysiąca łosi. Krzyczała z bólu, a gdy chcieli ją zabrać w bezpieczniejsze i bardziej komfortowe miejsce, wadera nie mogła się poruszyć i nawet nie dała się przenieść. Sparaliżowało ją to. Była bezradna, dlatego chcąc nie chcąc padła na śnieg. Wilki zaczęły przynosić jej mech, który miał ocieplić jej organizm. Tak naprawdę brakowało jej tylko jednego – brakowało Metusa. Ojca jej dziecka.

 

Wdawanie się w szczegóły będzie niepotrzebne, ponieważ praktycznie każdy wie jak przebiega rodzenie dziecka, ale trzeba wspomnieć, że poród był strasznie długi, a wadera straciła dużo krwi, więc gdyby nie pomoc uzdrowiciela, wadera zmarłaby w przeciągu najbliższych pięciu minut. Jej ciało było zupełnie jak lód. Gdy wreszcie jej syn przyszedł na świat, Anname odetchnęła z ulgą, uśmiechając się przez łzy do swojego dziecka. Wtedy można było ją już zabrać do odpowiedniej jaskini. Jej syn urodził się zdrowy i był ślicznym, małym basiorem, który od razu domagał się mleka od matki. Członkowie ów watahy zaczęli jej gratulować, ale nigdzie nie zobaczyła swojego partnera. Znowu go z nią nie było, znowu go nie było, jak najbardziej go potrzebowała.

 

- Cichutko, mój maleńki – szepnęła do niego matka słabym głosem. – Poznasz świat, który może początkowo wydawać ci się dziwny, ale z moją pomocą zobaczysz wszystkie jego najpiękniejsze aspekty.

 

Zaraz po tym do jaskini wbiegł Metus. Wielki, czarny basior z wielkimi, przerażającymi czerwonymi ślepiami, posiadający gruby i długi ogon. Na jego łapach oraz pysku widniała świeża krew, należąca jednocześnie do zwierzyny łownej jak i do wilka. Jego krok był sztywny, widać było jego zmęczenie. Patrzył się w kierunku swojej partnerki, wyglądając jakby zaraz miał się na nią rzucić i zabić.

(Autor: akirow)

 

- Spójrz, s-skarbie – odparła drżącym głosem, zaczynając się trząść. Przejechała językiem po czole swojego dziecka, które spokojnie leżało obok jej brzucha, kończąc jeść swój posiłek. – To nasz synek. Podobny do ciebie, p-prawda? W-wygląda na bardzo silnego. Wyrośnie z niego dobry w-wilk.

- Odziedziczył moc? – Był taki zimny i chłodny. Był tak nieprzyjemny dla ucha, że czasem przypominał łamanie się kości w bardzo szybkim tempie. Wiele wilków bało się go i uciekało, gdy tylko się odezwał. Niektórzy twierdzili nawet, że jest demonem zesłanym z piekieł, który ma ich zabić, jeżeli będą dla niego źli. Każdy więc albo go unikał, albo był mu posłuszny. Traktowano go często jak alfę, która może robić wszystko, co tylko mu się podobało. - Furię.

- T-tak… myślę, t-tak…

- Amiss.

- Słucham? – spytała swojego partnera, przekręcając głowę i rozszerzając oczy. Nie miała pojęcia o czym mówił wilk, nie miała pojęcia czym było to słowo, które przed chwilą wypowiedział. Było to takie spontaniczne, że nie mogła zrozumieć o czym on do niej mówił. Może... Może to było imię? Brzmiało jak imię.

 

Podszedł jeszcze bliżej, chcąc przyjrzeć się swojemu nowo narodzonemu dziecku. Mały basior zaczął od razu płakać, wyczuwając obecność jakiegoś obcego wilka, a po policzku Anname znowu popłynęła łza. Bała się Metusa. Bała się, że mógłby cokolwiek zrobić jej i jej synkowi, ale nie chciała go zostawiać. Kochała go ponad życie. Był dla niej najważniejszym wilkiem, jakiego kiedykolwiek miała. Zrobił dla niej tak wiele, że chciała być do końca swojego życia z nim. I tylko z nim, nie ważne co by się stało.

 

- Amiss – Powtórzył nieco głośniej, nawet nie interesując się faktem, że doprowadził swojego syna do płaczu. Położył swoją łapę na małym wilku, dociskając ją mocno w miejscu, gdzie znajdowało się serce. – Tak będzie nazywał się nas syn. Spóźniłem się na jego poród, dlatego niech będzie straconym. Gdy będzie starszy…

 

Spojrzał mu głęboko w powieki.

 

-…nauczę go jak być najsilniejszym. Ja i on zawładniemy tym miejscem i będziemy się karmić tymi, którzy nam w tym przeszkodzą. Ich krew splami tą ziemię na nasz znak.

 

OPOWIADANIE ANULOWANE ZE WZGLĘDU NA WYRZUCENIE WILKA, KTÓRY JE PISAŁ.

 

CDN