· 

Ciemne smugi, okalające niebo |Część 1|

Ciemne chmury przysłoniły granatowe niebo oraz księżyc, który oświetlał całą nocną scenerię, udostępniając oczom zwykłego wilka wszystkie miejsca, do których mógł się udać. Przez ten fakt cały świat pogrążył się w ciemności, opatulony mroczną płachtą. Lekki wiatr targał futro Amissa oraz przedzierał się przez korony drzew, wydające z siebie dość dobrze słyszalny szmer. Kamyk, którego przesuwał basior swoją łapą, również wydawał z siebie dźwięk, a ptak, który przed chwilą leciał nad głową brązowego basiora wykrzyknął coś w powietrze, aby zapewne zakomunikować innym, gdzie się znajduje. Gdyby nie to, to miejsce byłoby nadzwyczaj ciche. Zwężone oczy basiora skupione były na środku jeziora, a sam wilk zastanawiał się nad czymś.

 

- Jesteś dziś niezmiernie cichy – wyszeptał jakiś głos zza wilka. Jednakże ten nawet się nie obrócił.

 

- Dziwhisz się? – mruknął, uderzając ogonem o podłoże. – Jesthem w zuphełnie niephoznanej przez mój mózg lokhacji, nie mhiałem okazji poznać żadnej phersony, egzystującej w thym miejscu, dlatego zhajmuje się wiwisekcją w obhecnym momencie, mathulo.

 

- O to mi właśnie chodzi, mój synu – Zaśmiała się, a jej uszy zadrżały. – Gdy mnie usłyszałeś, wreszcie zacząłeś dużo myśleć na temat całego świata. Wcześniej twoje myśli były puste oraz zamglone, pogrążyłeś się w melancholii, prawda?

 

Kiwnął głową niechętnie.

 

- Muhszę chyba wyrazić aphrobatę – Posłał jej lekki acz kojący uśmiech, który sprawił, że od razu jego postać złagodniała – Cóż, tęsknie za thymi pociesznymi physkami. Jesthem okropnym dyletantem!

 

Jego głowa opadła na przednie łapy. Zamknął oczy, ponieważ próbował nie myśleć o swoim młodszym rodzeństwie, którym musiał się opiekować odkąd umarła matka. Tak bardzo mu na nich zależało, były jego kruszynkami, jego światełkami, najważniejszymi wilkami w jego życiu. A on tak po prostu uciekł z domu, ponieważ bał się, że zrobi im krzywdę. Co jeżeli ojciec ich dopadnie? Zachował się jak kompletny kretyn.

 

- Oczywiście, że nie jesteś, Amissie – odparła Anamme, przysuwając się bliżej do jego ciała, muskając koniuszkiem ogona jego grzbiet, aby dodać mu otuchy. Nie lubiła widzieć go w takim stanie. – Sam wiesz jak zachowywał się ojciec podczas furii. Ty nie chciałeś taki być, martwiłeś się o nie. Martwiłeś się o ich bezpieczeństwo, skoro odziedziczyłeś po ojcu tak potężną moc. Zachowałeś się bardzo dojrzale.

 

- Konfabulujesz – prychnął, ale następnie dał sobie z tym spokój. Nie chciał się z nią kłócić.

 

Nagle usłyszał za sobą szmer.

 

- Cześć, jesteś tym nowym, prawda?

 

Nie poruszył się, był zupełnie jak skała. Rozmawiał z matką, a nie z jakimś wilkiem, zapewne waderą sądząc po głosie, dlatego nie czuł potrzeby jej odpowiadać. Jej wypowiedź przeleciała mu koło ucha, ale poczuł na sobie jej spojrzenie. Warknął pod nosem, a potem cicho oznajmił swojej matce, że zobaczą się następnym razem.  Wstał, przejeżdżając językiem po swojej piersi i odwrócił się do nowo przybyłej.

 

- Hmm, czy próbowhałaś nahwiązać ze mną konwhersacje?  - zapytał pewnym tonem, podnosząc swoją prawą brew. Oczywiście, oglądał uważnie całe ciało wadery oraz jej ekspresje, która zmieniła się od razu po jego odpowiedzi. Musiał sprawdzić czy jest godna czy jednak jest przeciwnie!

 

Wiwisekcja - dokładna analiza

Dyletant - ignorant

Konfabulacja - zmyślanie

 

Telisha?