Wstałem tuż przed wschodem słońca. Przeciągnąłem się i wyszedłem z jaskini ku moim oczom ukazał się codzienny lecz piękny widok. Trawę pokrywała rosa a krzewy i drobne rośliny były skompane w mgle. Wisienką na torcie była czerwonawa poświata nieba, które przegotowywało się na wschód słońca. Poranne powietrze było rześkie, reszta wilków pewnie spała. Postamowiłem wyruszyć na samotne polowanie do smoczej przełęczy. Ku mojemu zdziwieniu w połowie drogi napotkałem waderę. Zaproponowałem jej wspólne polowanie:
- Hejka też wybierasz się na polowanie? - zapytałem
- Tak - odpowiedziała zwięźle i krótko
- Może razem zapolujemy na łosie. We dwoje powinniśmy dać radę. - zaproponowałem
-Sama nie jestem pewna są one dość silne i chodzą stadami - pełna obaw powiedziała
- Damy radę zobaczysz. Ja odgonię samicę od stada a ty ją zaatakujesz gdy wpędzę ją w wyznaczone miejsce i zaraz po tobie ja się na nią rzuce. ok? - zaproponowałem plan działania
Wadera chwilke myślała:
- Jasne to co idziemy? - pełna optymizmu odpowiedziała
- No to w drogę - i ruszyliśmy w dalszą część drogi
Gdy dotarliśmy do smoczej przełączy skierowaliśmy nosy do ziemi i szukaliśmy tropu łosi. Po 20 minutach natknęliśmy się na świeże ślady i ruszyliśmy za wonią. Ku naszym oczom ukazało się stadko 6 łosi 2 byków i 4 samic.
- Dobra ty schowaj się na skarpie nieopodal zaraz przybiegnę z samicą *pokazuje łapą* tamtą która jest najdalej byków - pełna powagą w głosie
- Ok uważaj na siebie - wadera ruszyła w wyznaczone miejsce
- Nadszedł mój czas - powiedziałem cicho do siebie i ruszyłem
Skradałem się aż nie zbliżyłem się do ofiary na metry po czym ruszyłem na nią. Tak jak przewidziałem byki w pierwszej kolejności broniły reszty samic a tą jakby dały na stracenie. Musiałem zachować dystans aby łosza nie kopnęła mnie i nie zabiła. Bez problemowo zagoniłem ja tam gdzie trzeba. Zacząłem szczekać co było sygnałem dla Florence aby się szykowała.
C.D.N
Florence?