· 

(Nie)boskie wyzwanie [Część #3]

- Lepiej usiądź... – zapowiedziałam basiorowi.

- Ten wilk, z którym stałam... To był Pluto... – odpowiedziałam mu na pytanie.

- Bóg śmierci?! – dopytał, aby się upewnić czy się nie przesłyszał.

- Tak, ma dla mnie... Znaczy dla nas zadanie – odpowiedziałam.

- Jakie? – spytał zaciekawiony.

- Musimy znaleźć Smoczą Egidę, zanim zrobi to West – odparłam.

- To dlatego to robisz? West... – powiedział basior, a mnie zatkało.

- Nie, to zwykła robota nic więcej – rzuciłam przez kły.

- Dobra... – wycofał się z dalszego ciągnięcia tematu.

- Musimy znaleźć nawigatora – wróciłam do głównego naszego zadania. – Chodź – rzuciłam.

- Wiesz dokąd? – spytał, nie stawiając za bardzo oporu.

- Tak, wiem gdzie znajdziemy kogoś takiego – zapewniłam go. – Mówi Ci coś Saturn? – spytałam.

- Coś dużo masz tych znajomych wśród bogów... – zamyślił się.

- Tak jakoś wyszło – powiedziałam, unikając tematu. Najwidoczniej Sparon nie wiedział jeszcze kim jestem, a jakoś nie miałam ochoty się tym chwalić.

- Musisz być taka skryta? – nie przestawał zadawać pytań.

 

Na to pytanie pociągnęłam mocniej basiora, ciągnąc łączący nas łańcuch, przez co wywrócił się i poleciał do przodu. 

 

- Może to sprawi, że przestaniesz być taki ciekawski – powiedziałam dumnie.

- Sporo masz siły jak na waderę – przyznał, wytrącając mnie tym z równowagi.

- Co miało znaczyć jak na waderę? – spytałam wywracając basiora.

- No wiesz, po prostu mało wader jest tak silnych... O to mi chodziło – zaczął się tłumaczyć, po czym mnie z siebie zrzucił.

- Ech, jeszcze nie wie z kim ma do czynienia – powiedziałam pod nosem. – Chodź już nie daleko... – dodałam.

 

Minął jakiś czas, a my szliśmy coraz dalej, dawno już opuszczając tereny watahy... Musieliśmy odnaleźć kryjówkę Saturna, a on skrywał się w najwyższych górach w dolinie. Szansa na to, że go tam spotkamy jest dość nikła, ale na ten moment tylko on przyszedł mi do głowy. 

 

W międzyczasie zrobiliśmy jeszcze krótką przerwę na napojenie oraz na zjedzenie czegoś. Z powodu lekkich utrudnień stwierdziliśmy, że odpuścimy sobie polowanie i znajdziemy coś innego do jedzenia...

 

- Czujesz? – spytałam, znajdując trop martwego łosia.

- Tak, jest gdzieś niedaleko – rzucił mój towarzysz z nosem przy ziemi.

- Dobra, to chodźmy... Musimy się porządnie najeść przed wspinaczką... – powiedziałam, kierując wzrok na góry za nami.

- Tak to dobra myśl – zgodził się ze mną.

 

W zgodzie ruszyliśmy za tropem padliny. Mieliśmy szczęście, łoś padł kilka godzin temu i jeszcze nikt go nawet nie ruszył. Dla watahy starczyłby na kilka dni, a co dopiero dla naszej dwójki. Najedliśmy się do syta i chwilę odpoczęliśmy. Zbliżał się powoli zachód słońca a wiedziałam, że wspinaczka nocą to kiepski pomysł, dlatego musiałam pospieszyć Sparon’a.

 

- Musimy ruszać, za kilka godzin będzie ciemno – wskazałam na zachodzące słońce.

- Nie możemy pójść rano? – spytał basior.

- Nie ma czasu do stracenia, West może być kilka kroków za nami bądź przed nami... – wytłumaczyłam mu.

- No dobrze w takim razie chodźmy – odparł, z niewielkim entuzjazmem.

- Są to jedne z najbardziej stromych gór, dlatego pójdę tyłem, będę Cię asekurować, łańcuch posłuży za linę – opowiedziałam mu o swoich zamiarach.

- Myślę, że to ja powinien Cię asekurować – chciał obronić swoją męską dumę.

- Dobrze, skoro tak chcesz... – zaryzykowałam, nie chcąc wyjawić mu prawdy.

 

W końcu rozpoczęliśmy wspinaczkę. Jednak tutaj zaczęły się już schody. W połowie drogi zaczął padać deszcz, przez co kamienie stały się śliskie, a sprawy nie ułatwiał fakt, że było strasznie stromo.

 

- Trzymasz się? – spytałam basiora idącego za mną.

- Tak, daję jakoś raaaa – nie dokończył, bo poślizgnął się, ciągnąc mnie razem ze sobą do tyłu.

 

Zaskoczona nie zdążyłam zareagować ostatecznie szybko, ale w odpowiednim momencie się zaparłam i złapałam Sparona, podciągając go do góry, aby wstał. Oboje byliśmy trochę poturbowani.

 

- Nic Ci nie jest? – spytałam.

- Nie wszystko w porządku... I dzięki... – wymamrotał.

- Teraz ja może pójdę tyłem – powiedziałam i zeszłam za basiora.

- No dobrze... – odpowiedział zakłopotany i zaczął wspinać się dalej.

 

Dalsza droga przebiegła nam już trochę spokojniej. Chociaż kilka razy mieliśmy małe potknięcia, ale mimo to udało nam się dotrzeć na szczyt. Było już ciemno i widziałam, że Sparon jest już zmęczony. Nie było jednak tutaj zbyt bezpiecznie... Jest tu mnóstwo niedźwiedzi o tej porze roku.

 

- Prześpij się, a ja przejmę pierwszą wartę – rzuciłam stanowczo.

- Na pewno? – Spytał.

- Tak, obudzę cię na zmianę odpocznij... – uspokoiłam go.

- Okay, trzymam za słowo – uśmiechnął się.

 

Ułożyliśmy się pod starym dębem. Usiadłam, wpatrując się w niebo i pilnując spokoju. Niedźwiedź z zaskoczenia spokojnie poradziłby sobie z nami, tym bardziej jakby nie był sam. Tak naprawdę nie miałam zamiaru budzić Sparon’a. Ja nie potrzebuję praktycznie snu, więc nie był to duży problem dla mnie. 

 

Po kilku godzinach basior jednak zmienił moje plany. Przebudził się kilka godzin przed wschodem słońca, mając do mnie pretensje.

 

- Miałaś mnie obudzić – powiedział poirytowany.

- Och, wybacz, zasiedziałam się – znalazłam na szybko wymówkę.

- Już idź spać, ja przypilnuje teraz – rzekł wyjątkowo stanowczo.

- Jesteś pewny? – spytałam.

- Tak, definitywnie idź spać – uśmiechnął się.

- No dobrze już idę – zgodziłam się.

 

Nie wiem ile spałam, ale jak się przebudziłam Sparon siedział obok mnie, z resztą to nic dziwnego jak jest się przyczepionym do siebie łańcuchem. Gdy zauważył, że się obudziłam, rzucił mi przed nos pół zająca.

 

- Jak udało Ci się go upolować? – zapytałam się zdziwiona.

- Hah, czekałem bez ruchu i gdy zbliżył się na dogodną odległość, rzuciłem się na niego, nie naciągając za bardzo łańcucha – pochwalił się dumnie.

- Sprytnie – przyznałam, zajadając zająca.

- No to, co ruszamy dalej? – spytał.

- Tak, czeka nas jeszcze długa droga do Smoczej Egidy – powiedziałam, przeciągając się.

- No to nie ma co tracić czasu – rzucił basior. – Prowadź – powiedział, przepuszczając mnie.

 

Dobrze, że byliśmy nie daleko jaskini Saturna, przynajmniej nie zeszło nam długo na drogę do niego. Szczerze na początku zwątpiłam, czy to jego jaskinia, ale wchodząc w głąb, było widać namalowane konstelacje gwiazd, jak i układu słonecznego. Wszystko świeciło w ciemnościach w jaskini, dzięki czemu panował półmrok. Zaczęliśmy się rozglądać, w poszukiwaniu boga, jednak ten nie miał zamiaru się ukrywać i stanął nam naprzeciw.

 

- Dawno nie miałem gości – przyznał dumnym głosem.

- Saturn... – powiedział Sparon. – Niesamowite! – dodał.

- Tak, tak... Do rzeczy... – wtrąciłam. – Co wiesz o Smoczej Egidzie? Gdzie jest? – dopytałam z niecierpliwością.

 

 

CDN

 

<Sparon? ;)>