Idzie lato, robi się coraz cieplej a mnie coraz bardziej interesują nieznane mi dotąd tereny. Postanowiłem wyruszyć na podróź. Wstałem tuż przed świtem, swoją przygodę zaczałem od dojścia nad ocean. Gdy stąpałem już po brzegu ruszyłem na południe.
Po 2 godzinkach żwawego chodu oddaliłem się dość znacznie od znanych mi terenów i to właśnie w tym momencie odłączyłem się od mojego kompana - zbiornika wodnego. Idąc tak przez sawanno-podobne teren myślałem co może mnie spotkać. Usłyszałem dźwięki, niestety wiedziałem co to jest. Były to podrostki ludzi, bardzo głośni a ich pieśni było słychać z odległości dobrej do ucieczki. Moja ciekawość niestety była większa i zamiast uciekac powoli się zbliżałem do nich. Byli w zasięgu wzroku i mogłem się im przyjrzeć, byli tam chłopak i dziewczyna, wydawali się być bez broni. Podchodziłem coraz bliżej, usłyszali mnie ona natychmiast żuciła się do ucieczki, on się schylił i zaczał do mnie celować i czegoś na styl kuszy. Chciałem im przekazać, że nie mam zamiaru zrobić im krzywdy. Oni jednak nie odbierali moich sygnałów. Młody samiec wystrzelił pocisk naszczęście trafił, zrozumiałem, że jeżeli chcę żyć muszę uciekać. Rzuciłem się do ucieczki, biegłem przez nieznane teren oddalając się od watahy. Wleciałem w błoto a zgubiłem go w jaskini, niestety obawiałem się, że czeka na mnie przed wejściem dlatego ruszyłem wgłąb groty. Nie była ona głęboka i szybko z niej wyszedłem. Słońce było w zenicie a ja cały kleiłem się od błota znalazłem małe jeziorko i porządnie się wykąpałem. Gdy wychodziłem z wody zauważyłem, że ciągnie się za mną smuga krwi. Nie widziałem jak mam to opatrzeć drewno wbiło mi się centralnie w łopatki. Dopóki mi starczy sił postanowiłem wędrować dalej, w poszukiwaniu pomocy. Idąc dalej natchnąłem się na basiora tego co kiedyś jak trafić do watahy. Podeszłem do niego i prosiłem go aby pomógł mi wyzdrowieć. On zrobił to z wielką chęcią i poprosił mnie o przysługę. Miałem pozbierać mu kilka roślin rosnących nieopodal na łące. Zerwałem mu te zioła on podziękował i odszedł w swoją stronę. Zbliżała się noc a ja nie miałem jak wrócić do domu tak szybko chyba, że powietrzem ale o tym nie ma mowy. Rozejżałem się i w okolicy rósł wielki samotny dąb. Wspiąłem się na nią i tam postanowiłem spędzić noc.
Obudziwszy się przeciągłem się i zapomniałem, że śpałem gdzie spałem i momentalnie spadłem z drzewa robiąc przy tym wielki chałas. Szybko się pozbierałem. Obejżałem dokładnie teren i wogóle nie miałem pojęcia gdzie iść, zgubiłem się na dobre. Idąc w niewiadome, chcąc trafić do domu zobaczyłem wilka był on duży i szary wyglądał jak niemagiczny kuzyn. Oschle spytał czego chcę. Zapytałem się czy nie zna czasem drogi nad ocean. On zaprowadził mnie nad samą plaże, podziękowałem mu ładnie i każdy ruszył w swoją stronę.
Po godzinie wędrówki w wodzie zauważyłem coś świecącego się na czerwono, jakby ogień. Podpyłnąłem po tą rzecz, okazało się, że to jakaś nieznana mi dotąd podwodna roślina. Była ona piękna, wziąłem ją ze sobą aby zbadać ją dogłębniej. Zadowolony już chciałem wyjść z wody gdy coś mnie wciągnęlo pod wodę, była to murena wyrośnięta i głodna, na początku spanikowałem. Jednak gdy pozbierałem myśli, i zacząłem się szarpać. Ku mojemu zdziwieniu wokół mojej głowy pojawiła się duża bańka światła w której było powietrze i mogłem swobodnie oddychać. Murenę natomiast wystraszyła jasność i wróciła w głębiny toni wodnej. Czym prędzej wypłynąłem wycieńczony z wody i ponimo braku sił ruszyłem do domu, który był już nie daleko. Gdy zobaczyłem moją jaskinię szczęście nie miało granic. Roślinę włożyłem do wody a ja poszedłem spać ponimo dość wczesnej pory.
EVENT ZALICZONY! 9 PUNKTÓW ZOSTAŁO SPEŁNIONYCH!
Twój wilk otrzymuje: 200 pk 70sp, 500ep +możliwość dokonania specjalnego zamówienia u kowala bądź alchemika bez potrzeby spełnienia wymagań.
GRATULUJEMY!