Powrót do przeszłości [Część #4]

- No cóż, to dzisiaj wracamy z pustymi łapami, a z Tobą trzeba iść do medyka – uśmiechnęłam się łagodnie.

- Nie, nie trzeba – powiedział basior, jakby nic się nie stało.

- Ależ trzeba, trochę Cię poturbowała ta maciora... A wracając do tematu, znam wiele wilków nielotów. Mają skrzydła, ale także lęk wysokości... – chciałam go rozweselić.

- A poza tym, zawsze można się tego nauczyć. Wilki uczą się całe życie nowych rzeczy – dodałam po chwili.

- Tak pewnie masz rację – przyznał, zamyślając się.

 

Kiedy znaleźliśmy się przed jaskinią medyków, Lunek wszedł do środka a ja usiadłam przed czekając. Znam możliwości naszych zielarzy i szamanów, więc wiedziałam ,że przyjdzie w o wiele lepszym stanie. I nie myliłam się. Wrócił jak zwykle uśmiechnięty, z bandażami na skrzydłach. 

 

- Za kilka dni mam przyjść tylko na kontrole, ale tak to wszystko w porządku – uspokoił mnie, uśmiechając się.

- To bardzo dobrze, mam nadzieję ,że więcej takiej sytuacji nie będzie – zaśmiałam się.

- Może dzisiaj po prostu zjemy sobie ryby nad jeziorem? – zaproponowałam wiedząc, że to najmniej wyczerpujące zajęcie.

- Tak to dobry pomysł – zamachał ogonem basior.

 

Zaprowadziłam go nad leśny potok. Jest to najspokojniejsze miejsce, jedno z moich ulubionych. Od razu zabraliśmy się za łapanie ryb. Niby nie jest to trudne zwierzę do upolowania, ale trochę trzeba się natrudzić, żeby je złapać. Sprawy nie ułatwia fakt ,że są strasznie śliskie i ruchliwe. Zwłaszcza te karpie, które potrafią niesamowicie wysoko skakać. Ryby to zrobią chyba wszystko, żeby nie zostać obiadem. 

Kiedy najedliśmy się do syta, zbieraliśmy się powoli, trzeba było wracać, gdyż robiło się już ciemno. Tym bardziej ,że Lunek od rana był na czterech łapach, z resztą widziałam po nim ,że był już zmęczony. Kierowaliśmy się w stronę naszych jaskiń. Postanowiłam go odprowadzić.

 

- To był pokręcony dzień – rzucił ziewając.

- Owszem, trochę się nabiegałeś – zaśmiałam się.

- Masz jakieś plany na jutro? – spytał.

- Jeszcze nie, a co? – spytałam zaciekawiona.

- Zaprowadzę Cię w ciekawe miejsce! – rzucił merdając ogonem.

- Nie ma problemu, ale teraz idź już spać – powiedziałam stanowczo.

- No dobrze, dobranoc – rzekł, chowając się w cieniu jaskini.

 

Ja zrobiłam jeszcze obchód, żeby upewnić się ,że wszystko w watasze jest tak jak należy. Strażnicy stali na wartach, łowcy i wojownicy wypoczywali, bo w końcu jutro kolejny pracowity dzień, a zwiadowcy sprawdzali resztę terenów. Poszłam więc również w stronę jaskini, gdzie od razu poszłam spać, pomimo ,że nie byłam, aż tak strasznie zmęczona.

 

Noc minęła mi niesamowicie szybko, a wpadające promienie słońca mnie obudziły. Chociaż co prawda nie tylko one, bo również wołający mnie Lunek. Ten to dopiero spać nie może – zaśmiałam się sama do siebie. Przeciągnęłam się i ruszyłam w jego kierunku witając się z nim...

 

CDN

 

<Arelion? Cóż tam wymyślisz ciekawego ;D>