Powrót do przeszłości [Część #3]

Maciora była jednak wyczuła samca, i instynktownie zaczęła biec za Lunkiem. Czując jej oddech na plecach biegł co sił w łapach. Nie licząc na pomoc, ponieważ wadera była daleko na wschód wdrapałem się  na najbliższą jodłę. Miałem tylko nadzieję, że  gałąź się nie złamie.

 

-Jak raz te skrzydła były by użyteczne.- powiedziałem cicho do siebie patrząc cały czas na Loche.

 

Mówiąc te słowa usłyszałem ciche trzaski. Głupi ja zignorowałem je i nadal obserwowałem ziemię czekając na pójście napastnika. 

 

Po 5 minutach maciora już zbierała się do odejścia, aż tu nagle pękła gałęź i ja wraz z nią leciałem w dół. Bezradnie machając skrzydłami łudząc się, że to coś da. Rozległ się huk. Gałąź spadła a tuż za nią ja. Płece bolały niemiłosiernie lecz strach przed wrogiem był większy. Locha zaczęła do mnie biec a ja nawet nie mogłem się ruszyć zakryłem się skzrydłami i czekałem co się stanie. Zaatakowała mnie. Czułem jak atakuje mnie swoimi szablami myślałem, że mnie po prostu zabije. I wtedy gdy już miałem spuścić gardę skrzydeł, które swoją drogą były całe w krwi usłyszałem głos Alessy, której udało się przepędzić matkę. Dziczyca wyładowała się na mnie i pobiegła do swoich młodych.

Opuściłem spokojnie skrzydła wiedząć, że jestem już bezpieczny. Niestety nie mogłem spojrzeć na alfę, gdyż wplątany w gałęzie i mocno poturbowany przez dzika nie miałem za grosz sił by to zrobić. Czułem jak Alis pozbywa się gałęzi a ja słyszałem jej wołanie:

 

- Lunek żyjesz?! Trzymaj się zaraz cię wyciągnę! Arelion powiedz coś proszę! - W głosie jej ponimo wszystko słyszałem panikę i troskę.

- T..tak. Jest dobrze... tak myślę. - odpowiedziałem by ją choć trochę uspokoić.

Gdy to powiedziałem usłyszałem odetchnięcie z ulgą. Gdy Alessa wydostała mnie w gałęzi po czym pomogła mi wstać.

- Dziękuję za pomoc. Gdyby nie ty było by już po mnie. - podzękowałem.

- Przecież każdy by tak zrobił na moim miejscu. Trzeba o siebie dbać nawzajem.-  uśmiechnęła się

Nastała chwila ciszy. Szliśmy powoli w kierunku domu moje skrzydła bezwładnie zwisały.

- Czemu po prostu nie odleciłeś? - zapytała się.

- No bo jak by to powiedzieć... - Zacząłem się lekko denerwować.

-Hmmm.? - Alis burknęła pod nosem.

 - Ja.... nie umiem latać.- mówiąc to patrzył ze wstydu pod siebie.

- Och... rozumiem. Nie ma się czego wstydzić nie każdy wszystko potrafi. - Próba pocieszenia od strony samicy

- Wiem. Ale szczerze czy kiedykolwiek widziałaś wilka nie lota, oczywiście ze skrzydłami?- chcąc udowodnić to, że jednak jest inny pyta. 

 

CDN  

 

        <Alessa? ^.^ >